top of page
AdobeStock_172329869_edited_edited.jpg

 napisany przez JEFF MALLORY

Podróż z beznadziejności
do Wioski Nadziei.

CZERWONY PTASZ NADZIEI

jeff and bren_edited_edited.jpg

ZAMÓW W PRZEDSPRZEDAŻY ZAREZERWUJ TERAZ

 
 
Czerwony ptak siedział na parapecie przede mną. Nie wiem, jak długo tam to było, może kilka godzin, o ile wiem. Nie byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje, odkąd umarł tata. Mama zawsze mówiła, że trzymam tatę za poły płaszcza i nigdy nie pozwalam mu odejść za daleko. Wydawało się, że kiedy odszedł, zabrał ze sobą cały świat, a ja się zgubiłem. Prawie przestałem pisać tę książkę właśnie tutaj, ponieważ wydaje mi się, że dzisiejsze słowa są tak obfite i zmęczone nadmiernym używaniem. Ale piszę dalej i ryzykuję, że pomyślisz, że to tylko banał, ale usłysz moje serce. Oni nie są. Jego odejście wyssało kolor z tęczy i melodię z muzyki. Nie mogłem znaleźć drogi powrotnej do życia, bo nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Byłem gdzieś pomiędzy krainą żywych a tym, gdzie teraz był tata. Nigdy wcześniej tu nie byłam.
 
Uświadomiłem sobie czerwonego ptaka tylko dlatego, że stukał w okno. Był zimny grudniowy dzień, liście leżały na ziemi, z jesiennej świetności pozostała teraz tylko matowa brązowa mata rozkładających się liści. Niebo było szare, a przynajmniej tak to pamiętam. Ostatnio niebo zawsze wydawało się szare. 
 
Pojawił się wybuch czerwieni, a kiedy stuknął dziobem o szybę, wpatrywaliśmy się w siebie. Często nieoczekiwane, pozornie nieistotne wydarzenia rozpoczynają wielkie zmiany. Wtedy tego nie wiedziałem, ale mały ptaszek nie tylko stukał w szybę, ale dziobał kokon smutku, w którym byłem uwięziony, jak ptak dziobający muszlę, gdy nadchodzi czas narodzin. W moim żalu powstawały rysy, chociaż o tym nie wiedziałem.

bottom of page